top of page

Wasilij Chaniewicz: "Wpuszczamy wszystkich"

Z kierownikiem muzeum "Więzienie NKWD" w Tomsku o badaniu stalinowskich zbrodni, dialogu polsko-rosyjskim na płaszczyźnie kulturalno-historycznej oraz działaniach Stowarzyszenia "Memoriał".

Od samego początku chciałem, żeby na blogu mogły pojawiać się wypowiedzi ludzi mieszkających w Rosji, takie "głosy stamtąd". W ramach cyklu "Pozdrowienia z Rosji" będą się pojawiać wywiady z bardzo różnymi osobami, które robią coś nietuzinkowego, czasem wręcz szalonego (a może dla niektórych osób i kontrowersyjnego), ale zawsze jest to coś godnego uwagi. Cykl otwiera wywiad z działaczem Memoriału, historykiem i orędownikiem dialogu polsko-rosyjskiego, p. Wasilijem Chaniewiczem. Rozmowa miała miejsce w Tomsku na Syberii w lipcu 2016 r.


Текст на русском доступен здесь.


WASILIJ ANTONOWICZ CHANIEWICZ

Urodzony w wiosce Białystok (Biełostok) w obwodzie tomskim. Potomek polskich osadników z początku XX wieku (obydwaj dziadkowie byli rozstrzelani w czasie operacji polskiej NKWD, pradziada i ojca aresztowano). Historyk, przewodniczący zarządu tomskiego „Memoriału” i kierownik muzeum „Więzienie śledcze NKWD” w Tomsku oraz w przeszłości szef organizacji polonijnej „Orzeł Biały”. Inicjator i organizator licznych projektów poświęconych upamiętnieniu ofiar stalinowskiego terroru, aktywny członek dialogu polsko-rosyjskiego. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Zasługi RP, nagrodzony dyplomem Ministra Kultury FR i Nagrodą im. D.S.Lichaczowa. Żonaty, ma dwie córki.

- Właśnie wrócił pan z Petersburga, mam nadzieję, że podróż była udana!

- Akurat byłem tam na spotkaniu o polskiej tematyce. Udział w nim wzięli historycy i pracownicy muzeów, a wszystko odbyło się pod patronatem Konsula Generalnego RP w Petersburgu. Byli i polscy, i rosyjscy badacze. Wspólnie próbowaliśmy zaplanować projekty związane z Polakami w Rosji, w tym na Syberii. Zainteresowanie tą tematyką istnieje, ale problem polega na tym, że nie ma obiegu informacji. Badacze i instytucje w Polsce i w Rosji działają na własną rękę, a jednak byłoby lepiej, gdybyśmy wiedzieli, kto nad czym pracuje i korzystali z tych informacji dla obopólnej korzyści.

- Czy jest możliwe powołanie takiego miejsca, w którym mogłyby się spotykać polska i rosyjska strona: historycy, kulturoznawcy, czyli ludzie, którzy w jakiś sposób chcą wpłynąć na dialog międzynarodowy.

- Takie miejsca już istnieją. Przykładowo do Petersburga przyjechali przedstawiciele trzech polskich instytucji z Białegostoku. Po pierwsze, z Instytutu Pamięci Narodowej, czyli instytucji państwowej, która dysponuje odpowiednimi środkami i może ściągać do siebie zarówno polskich jak i rosyjskich naukowców. Jest również Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, które znajduje sporne kwestie w stosunkach rosyjsko-polskich i szuka sposobów wspólnej pracy nad nimi. No i wreszcie jest pierwsze w Polsce Muzeum Pamięci Sybiru. O ile wiemy, Muzeum dostało już środki, obecnie trwa jego budowa i przygotowanie wystaw. Muszę powiedzieć, że z tym Muzeum współpracujemy od samego początku, my byliśmy u nich, a oni u nas. Jesteśmy gotowi przekazać tam nasze informacje i nawet eksponaty, bo wiemy, że to Muzeum nie będzie się koncentrować tylko na latach 40. XX wieku, w końcu wszystko zaczęło się jeszcze w XVII stuleciu, gdy do Imperium Rosyjskiego trafili poddani Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

To są takie miejsca w Polsce, a z rosyjskiej strony można przytoczyć jako przykład nasze muzeum, czyli Memoiralne Muzeum „Więzienie Śledcze NKWD”, gdzie zebrane są eksponaty, wspomnienia, dokumenty archiwalne o wszystkich prześladowanych narodach, między innymi, a nawet w szczególnym stopniu, o Polakach.

- Jakie projekty poświęcone Polakom na Syberii realizuje obecnie Muzeum?

Rodzina p. Baranowskich, deportowana na Syberię podczas okupacji radzieckiej 1939-1941. Zbiory muzeum, fot. własna.

- Właśnie zaczęliśmy tworzyć na bazie naszego muzeum „Archiwum syberyjsko-polskie”. Pracujemy nad nim wspólnie z Agnieszką Kaniewską, doktorantką Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Tomskiego Uniwersytetu Państwowego. Co to jest „Archiwum syberyjsko-polskie”? To elektroniczna baza danych, gdzie zebrane są rozmaite wiadomości dotyczące kwestii syberyjsko-polskich w XIX i XX w. Z XIX wieku są tam biografie polskich zesłańców, wspomnienia, publikacje, materiały z wielu konferencji naukowych. Jeśli chodzi o XX wiek, to mamy zbiory dotyczące m.in. deportacji 1940 i 1941 roku: książki, publikacje, materiały archiwalne. A inny dział to „operacja polska NKWD”. Obecnie strona polska, zwłaszcza Centrum Dialogu i Porozumienia, wyraża duże zainteresowanie tą sprawą. Mało kto z Polaków o tym słyszał, więcej wiadomo o represjach po pakcie Ribbentrop-Mołotow: o Katyniu, o deportacjach. Rzecz jasna trwają spory, ile osób represjonowano podczas tej operacji: milion, a może mniej albo więcej.

- Skąd dyskusje wokół liczb?

- Dlatego, że do 1917 roku istniało Imperium Rosyjskie, w którym mieszkało wiele milionów Polaków. Wielu z nich zostało też w Rosji radzieckiej, ale trudno oszacować ilu. Oczywiście pod względem przekonań politycznych i statusu społecznego byli to bardzo różni ludzie. Byli więc potomkowie powstańców styczniowych (to słowo W. Chaniewicz powiedział po polsku – M.Sz.) mieszkający w ZSRR, a także ci, którzy uciekli do Kraju Rad. Oni z kolei stanowili kategorię niezbyt liczną, ale tacy też byli – przekraczali radziecką granicę, bo propaganda mamiła bezpłatną edukacją i innymi bonusami socjalizmu. Byli też ci, którzy uchylali się od służby w Wojsku Polskim. W rezultacie wiele tych osób znalazło się na Syberii pod nadzorem NKWD, następnie nastąpił rok 1937 i 1938. Jednak większość Polonii w ZSRR stanowiły osoby, które dobrowolnie osiedliły się na Syberii na początku XX wieku, jak na przykład moi pradziadkowie, chłopi z Kresów (to słowo W. Chaniewicz powiedział po polsku – M.Sz.).

W ramach "operacji polskiej NKWD" stracono bardzo różnych ludzi: potomków zesłańców, dobrowolnych osadników, księży i komunistów. Prześladowano ich wyłącznie na tle narodowościowym.

Oni tutaj mieszkali, i wbrew własnej woli zostali obywatelami ZSRR. Potem nastał rok 1937. Wśród licznych represyjnych kampanii tamtego czasu była też „operacja polska NKWD”, podczas której rozstrzelano mniej więcej 144 tysiące osób. Oskarżono ich o szpiegostwo i agitację na rzecz „pańskiej” Polski. Jeszcze raz podkreślam, że to byli bardzo różni ludzie: i księża, i byli polscy komuniści… Prześladowano ich na tle narodowościowym. Ten temat jest praktycznie nieznany przeciętnemu polskiemu czytelnikowi, a dla nas to są konkretne biografie, konkretne ludzkie losy. W naszym obwodzie tomskim podczas „operacji polskiej NKWD” było prześladowanych 2 tysiące Polaków. Zresztą to byli nie tylko etniczni Polacy, ale też byli obywatele II RP, czy nawet Czesi i Serbowie. Jakąkolwiek korespondencję z krewnymi z Polski rozpatrywano jako szpiegostwo. Teraz możemy zbadać archiwalne dokumenty o tych ludziach, ułożyć jakiś wspólne martyrologium.


- Ten temat może zainteresować współczesnych Polaków i Rosjan?

- Pewnie! Przecież w Polsce ktoś szuka krewnych, u nas na Syberii ludzie też dowiadują się, że na przykład dziadek był prześladowany, i dopytują się, czy można sprawdzić, skąd przyjechał i czy ostali się jacyś krewni. Myślę, że taka lista może ludziom pomóc w dotarciu do siebie.

- Z polskich miast współpraca pewnie nieprzypadkowo pojawiła się właśnie z Białymstokiem. Wioska koło Tomska, z której pan pochodzi, też się tak nazywa. Czy tutaj przyjeżdżali ludzie z Białostoczczyzny?

- Moi przodkowie od strony ojca, Chaniewicze, mieszkali wcześniej w wiosce Sałaty w guberni grodnieńskiej, 40 kilometrów od Grodna. To ja sam sprawdziłem już potem. A pradziadek od strony matki przyjechał z wioski Jabłoń koło Białej Podlaski. Znane są konkretne miejscowości, z których przyjechali i moi pradziadkowie, i przodkowie innych osób. A to dlatego, że w lutym 1938 roku aresztowano wszystkich mężczyzn w Białymstoku, 88 osób, wszyscy potem byli rozstrzelani jako polscy szpiedzy. Każdy z nich miał założoną własną kartotekę, w której figurowało miejsce urodzenia. Mój pradziad również wpisał rodzinną wioskę. Tych danych nie było w żadnych innych dokumentach. Jeszcze jako chłopiec dopytywałem się babci, skąd przyjechał jej ojciec. „Nie wiem, ja się urodziłam na Syberii, a rodzice byli spod Grodna”. I tylko dzięki dokumentom NKWD (!) udało się określić miejsce, skąd przyjechali. Tam były też dane o braciach i siostrach, kto został w Polsce, a kto przyjechał na Syberię.

- Byłem wcześniej w Białymstoku i miałem szczęście rozmawiać z pańskim ojcem w 2011 roku, widziałem też pomnik, który upamiętnia los mężczyzn Białegostoku…

- O Białymstoku napisano dość sporo, są filmy, książki, w tym moja, przetłumaczona na polski. Zresztą teraz w Petersburgu podszedł do mnie Maciej Wyrwa z Centrum Dialogu i Porozumienia, który wcześniej pracował w Ośrodku KARTA, i powiedział: „Czytalem pańską książkę”. Białystok nie jest wyjątkowym przypadkiem, były też wiosko Połozowo czy Pietrowka, tam aresztowano od 20 do 40 osób. Ale Białystok był wtedy zamieszkany głównie przez Polaków, dlatego tam zabrano nie jedną trzecią czy połowę wioski, a wszystkich mężczyzn, 88 osób. Poza tym ponieważ wiele szczegółów z tragedii Białegostoku zostało już dość dokładnie zbadanych, można uważać, że Białystok symbolizuje prześladowania Polaków na Syberii, tak jak Katyń symbolizuje kaźń polskich oficerów.

- Pańska książka o Białymstoku ukazała się na początku lat 90., chyba w 1993 roku. Wcześniej była pierestrojka. Czy te historie były opowiadane w kręgu rodzinnym w czasach radzieckich?

- W kręgu rodzinnym te historie były opowiadane, ale nie były przeznaczane dla publikacji. Dopiero po 1989 roku możliwa stała się publikacja poszczególnych fragmentów. Skierowałem się wówczas do Memoriału z prośbą, żeby pomogli mi zdobyć dostęp do archiwów KGB. Matka z żoną płakały, namawiały: „Wasia, daj spokój, aresztują cię…”. Bały się. Ale poszły pierwsze publikacje, recenzje, żadnych aresztowań nie było. Czasy głasnosti, można było mówić wszystko… czy prawie wszystko. A wcześniej mówienie o tym było zwyczajnie niebezpieczne.

Budynek muzeum. Fot. własna.

- Oprócz pracy nad książką zaczął pan działać nad utworzeniem muzeum. Powstało ono w 1989 roku, czyli jeszcze w czasach radzieckich.

- Tak, on powstał nie na podstawie decyzji „Memoriału”, ale dzięki jego inicjatywie. Tomskie Stowarzyszenie „Memoriał” powstało w grudniu 1988 roku, od razu założono sekcję historyczną. Ochotnicy spotykali się każdą środę, wygłaszali referaty, czytali wspomnienia, ja też w tym brałem udział. I podczas tej dyskusji pojawił się pomysł, żeby poprosić władze miasta i obwodu o oddanie nam tych piwnic. Sami ustaliliśmy, co tu było wcześniej: przez 20 lat mieściło się tu więzienie śledcze tomskiego NKWD. W naszych czasach piwnice należały do Dziecięcego Klubu Modelarza, a na górnych kondygnacjach znajdowały się mieszkania. Tak więc Memoriał wystąpił z inicjatywą nazwania placu przy budynku imieniem ofiar i zbudowania pomnika oraz przekazania piwnic Muzeum Krajoznawczemu. 13 czerwca 1989 roku Rada Miasta przyjęła uchwałę o upamiętnieniu ofiar stalinizmu. Pośród rozmaitych mało konkretnych punktów były dwie ważne decyzje: o postawieniu pomnika (Kamień Żalu - M.Sz.) i o przekazaniu piwnic na potrzeby muzeum. W 1991 roku Klub Modelarza się wyprowadził i zaczęły się prace przygotowawcze.

- Przygotowania zajęły trochę czasu. W 1996 roku otwarto pierwszą wystawę, w 2002 roku powstała stała ekspozycja.

- Zbiórka eksponatów zaczęła się jeszcze przed założeniem muzeum, to jeden z obowiązków statutowych Memoriału. Wszystkie eksponaty przekazaliśmy potem do muzeum i sami włączyliśmy się w jego pracę. Najpierw jako wolontariusze, potem jako pracownicy etatowi. Na początku przychodziłem tutaj codziennie po pracy, potem zacząłem dostawać za to jakieś minimalne pieniądze, a od 2002 roku jestem kierownikiem muzeum i całkowicie zmieniłem zawód.

- W którym roku muzeum przybrało obecny wygląd?

- Gdzieś w 2006-2007 roku. Rada Miasta przekazała muzeum wszystkie piwnice, ale w 2005 roku oddalismy część pomieszczeń, wtedy nam niepotrzebnych, właścicielowi górnej części budynku w zamian za bezpłatny remont. Wymieniono nam wtedy okna, instalację cieplną, dzięki czemu staliśmy się profesjonalnym muzeum. Chociaż teraz te pomieszczenia by nam się przydały: dla biblioteki, sali kinowej, sali dla warsztatów, sklepu, czyli wszystkiego, czego potrzebuje każde dobrze zorganizowane muzeum (w piwnicach, które muzeum oddało w ręce prywatne, obecnie mieści się kawiarenka internetowa i mała poligrafia oraz biura – przyp. M.Sz.). Tym bardziej, że przez te lata liczba zwiedzających wzrosła kilkukrotnie. W zeszłym roku odwiedziło nas 56 tysięcy osób.

- Czyli jedna dziesiąta całego Tomska…

- Właśnie. A nasze muzeum to 160 metrów kwadratowych i 3 pracowników na etacie.

- Pierwszym gościem był Aleksander Sołżenicyn…

- Muzeum wtedy jeszcze nie pracowało, gości zaczęliśmy zapraszać dopiero od 1996 roku, wcześniej trwał remont. Ale pierwszym człowiekiem, który specjalnie przyjechał do Tomska, żeby nas odwiedzić, rzeczywiście był Aleksander Isajewicz Sołżenicyn. To było latem 1994 roku, kiedy pisarz wrócił do Rosji z wygnania. Mamy nagrany film z tego spotkania, a ja miałem to szczęście być wśród tych, którzy Sołżenicyna podejmowali. Zaproponowaliśmy mu, żeby został patronem naszego muzeum. Wprawdzie odmówił, twierdząc, że brakuje mu czasu, ale Fundacja Sołżenicyna pomagała osobom, które przeszły GUŁAG, m.in. mieszkańcom Tomska. Piwnica zaczęła się stawać miejscem, gdzie ciągle zbierali się ludzie związani z tematyką stalinowskich łagrów, ruchem dysydenckim. Takim miejscem opozycyjnej, niezależnej myśli (śmiech).

- Jeśli brakuje miejsca w muzeum, to czy inne instytucje użyczają swoją przestrzeń na zasadzie współpracy?

- W Klubie „Aelita” pokazywali filmy, które powstały z naszym współudziałem. Najpierw u nas w czasie Nocy Muzeów, a potem w „Aelicie”, odbył się pokaz filmu „Złoczyńca” wg opowiadania Czechowa. Akcja wyglądała tak: złoczyńcy rozkręcają tory kolejowe, policja ich łapie i prowadzi śledztwo.


Przez 20 lat w obecnym budynku mezuem mieściło się więzienie śledcze tomskiego NKWD. W latach 80. piwnice należały do Dziecięcego Klubu Modelarza, a na górnych kondygnacjach znajdowały się mieszkania.


Tomski reżyser stworzył film z głuchoniemymi aktorami i część zdjęć powstała u nas, bowiem akcja rozgrywała się w trzech różnych epokach: w XIX wieku za Czechowa, w 1937 roku i w latach 90. I właśnie część z 1937 roku kręcono w naszym muzeum. Poza tym projekt poświęcony zesłańcom z Litwy odbywał się w Muzeum Krajoznawczym ze względu na to, że tam jest więcej miejsca, a w końcu działamy w strukturach tej instytucji. Jednak większość działań przeprowadzamy u siebie.

Projekt "Mission Syberia" organizowany przez muzeum z młodzieżą państw bałtyckich w 2015 r.

- Nie ma zainteresowania ze strony innych instytucji?

- Widzi pan, temat łagrów nie zbiera i obawiam się, że nie będzie zbierać dużej widowni, 200 czy 300 osób. W Petersburgu byłem 4 lipca na prezentacji książki o Szałamowie. Tam było 20 osób! Mniej więcej tyle samo osób, no, może 30 czy 40, zbiera się na naszych wydarzeniach. Jak na przykład ostatnia prezentacja książki Krzysztofa Suchowiórskiego z polskiego Białegostoku, który wspólnie z dwoma chłopakami z Tomska pojechał rowerem w ramach projektu „Droga pamięci. Jakucja (Sacha)” przez biegun zimna w Ojmiakonie, żeby uczcić pamięć ofiar stalinizmu. Suchowiórski jechał rowerem z miasta Białystok do wioski Białystok. Podjęliśmy go w Tomsku, i ja zapoznałem go z Iwanem Czeczniewem z miejscowości Kriwoszeino koło nas. Iwan właśnie planował taką ekspedycję, Krzysztof powiedział „O, też chcę!” (śmiech). Właśnie teraz wydał książkę i wysłał nam w prezencie, a na naszej stronie można obejrzeć filmiki o wyprawie.

- Wracając do tematu zwiedzających. Muzeum pracuje już ponad 20 lat, przez ten czas wyrosło nowe pokolenie. Czy zauważył pan przez ten czas zmiany w spojrzeniu na historię? Czy w Tomsku jest teraz więcej ludzi, którzy wiedzą o komunistycznym terrorze, czy też jest ich właśnie mniej i ten temat jest kwestionowany? Czy zdanie mieszkańców Tomsku w tej sprawie się zmienia?

- Ono się zmieniało, zmienia, i sądzę, że będzie się zmieniać. Czy tego chcemy, czy nie, ale naszego muzeum nie ominęły polityczne przemiany, cały ten „Krym nasz” i kolejna fala hurapatriotyzmu w Rosji oczywiście się na nas odbijają. Wiemy, że to, o czym mówimy, nie wpisuje się w narrację wspaniałej rosyjskiej historii. Czujemy to i po opiniach, które nam wystawiają w Internecie, i po reakcjach niektórych gości. Chociaż trzeba powiedzieć, że są różne osoby.

- To znaczy?

- Są ci, którzy przeszli GUŁAG i deportacje, dla nich my nie mówimy nic nowego, nasza praca jest tylko potwierdzeniem ich opowieści. Jest młode pokolenie, które faktycznie przychodzi tu jak do muzeum, dla nich czasy radzieckie to jak XIX wiek. Fakt, że w szkole już jest temat kolektywizacji i stalinowskich represji… Ale chodzi o to, jak się opowiada o tych wydarzeniach, bo to też można różnie przedstawiać: albo ogólnikowo, prawie tego nie poruszać, a można się na tym skupić. Jaką rolę odgrywały represje w ZSRR? Kluczową. Nie były one celem władzy radzieckiej, ale były narzędziem. Uważam, że represje należy rozpatrywać właśnie jako narzędzie, z pomocą którego w ZSRR realizowano cele gospodarcze, geopolityczne i inne.

Jeszcze inne osoby nazwa „Muzeum NKWD” wprowadza w błąd. Nasze muzeum nie jest tym, czym niedawno stał się Perm-36, gdzie teraz w barakach wiszą firanki w oknach (muzeum pamięci w mieście Perm na Uralu, mieszczące się na terenie byłego łagru, po nagonce ze strony władz zostało zamienione w muzeum służb więziennych – przyp. M.Sz.).

Łagry w ZSRR

Przychodzili do nas i „bratki” (bandyci - przyp. M.Sz.), którzy właśnie wyszli zza krat i teraz przyszli do muzeum, bo zainteresowało ich słowo „więzienie”, wabiące bardzo licznych Rosjan. Tak więc przychodzą byli kryminaliści ze swoimi ziomkami i nawijają, jak to męczyli się w takich samych koloniach karnych dwa lata temu.

Zamknięte instytucje zawsze przyciągają ludzi, istnieje cała romantyka przestępczego świata. Wtedy w GUŁAGU też siedzieli i kryminaliści, i polityczni, i bardzo różni ludzie. Przychodzą też osoby, które chcą zobaczyć narzędzia tortur i poczuć taki dreszczyk emocji, wtedy od razu staramy się wyjaśniać, że nasze muzeum nie zapewnia tego typu atrakcji. Owszem, bierzemy udział w różnych imprezach, jak na przykład Noc Muzeów, ale w pierwszej kolejności prowadzimy działalność edukacyjną. Nie mamy kategorii wiekowej, więc niczego nikomu nie zabraniamy. Wpuszczamy wszystkich. Ale jeśli przychodzą zupełnie młodzi uczniowie, którzy nie wiedzą na przykład, kim był Sołżenicyn, to zaczynamy wycieczkę od pytań, co jest najcenniejsze dla człowieka. No dobrze, czyli życie, wolność. A czy to dobrze, jeśli człowiekowi odbierają życie za popełnienie przestępstwa? A czy dobrze, jak odbierają wolnośc, jak na przykład tata postawi do kąta?

- Czyli zwiedzający musi sobie zadawać pytania…

- W takich miejscach jak to nie może być podejścia z czasów radzieckich: że jak człowieka aresztowali, to musiał być winny. O winie decyduje sąd, a nie ci, którzy go zamknęli. Ważne, żebyśmy pamiętali, że w naszych czasach też są ludzie, którzy siedzą bez powodu, albo którzy ponieśli karę niewspółmierną do ich przewiny. Z jednej strony konstytucja gwarantuje wolność słowa, ale za te same słowa mogą cię zamknąć. Więc co powinno być na pierwszym miejscu? Wolność czy porządek? Państwo czy ludzie?

- Oprócz pracy w muzeum aktywnie działa pan w Stowarzyszeniu „Memoriał”. Jak ono pracuje? O ile rozumiem, nie jest to scentralizowana organizacja, a różne stowarzyszenia, które współpracują ze sobą…

- Memoriał to przede wszystkim społeczna organizacja, i rzeczywiście nie jest to scentralizowany system, a federacja, czy też stowarzyszenie organizacji, które działają w różnych regionach Rosji, nawet nie wszystkie z nich, działając według statutu i wartości Memoriału, noszą tę nazwę. A „Międzynarodowy Memoriał” wlicza w siebie jeszcze organizacje działające w Niemczech, we Włoszech, we Francji, w Kazachstanie, na Łotwie. To związek organizacji. Niektóre z nich są osobami prawnymi, inne przestają nimi być zwłaszcza teraz, bo to jest bardzo ciężkie brzemię. Nawet jeśli nie dostaje się żadnych grantów, i tak trzeba się rozliczać z urzędem skarbowym. To jest naprawdę trudne, wiem to po sobie.

Kiedy na wycieczkę przychodzą dzieci, zaczynamy je pytać: co jest najważniejsze? Czy to dobrze, kiedy za karę odbiera się człowiekowi życie albo wolność?

A co je łączy? Wspólne cele i zadania. Jeśli są organizacje, które mają jeden cel, to naturalnie pojawia się konieczność wymiany informacji, koordynowania wspólnych działań. W tym celu działa zarząd Międzynarodowego Memoriału, ale on nie rządzi! Zarząd nie ma prawa kierować, ale koordynuje, informuje i podpowiada kierunki działania. Stara się to robić.

- Jak często jeździ pan do Polski?

- Niezbyt często. Wcześniej udawało mi się jeździć raz do roku, ale ostatnio nie bardzo mi to wychodzi. Ostatni wyjazd miał się odbyć 10 czerwca, byłem zaproszony na konferencję w Kielcach w związku z projektem organizowanym przez tamtejszy uniwersytet, chodzi o historię Polaków na Syberii w XIX wieku. Uniwersytet w Kielcach otrzymał grant, odbyła się konferencja, będzie materiał pokonferencyjny, opublikują też moją książkę, no ale pojechać nie mogłem. Wtedy właśnie byłem zajęty sprawą pomnika litewskich zesłańców. Projekt, negocjacje, sama uroczystość… za wszystko odpowiadałem sam i w dwóch miejscach na raz nie udało mi się być. Ale mam nadzieję, że będę jeszcze nie raz. Generalnie staram się być pomocny moim rodakom (to słowo W. Chaniewicz powiedział po polsku – M.Sz.). Nie tylko w Białymstoku, ale też we Wrocławiu, w Warszawie, w Kielcach i gdziekolwiek. My też się cieszymy, kiedy Polacy przyjeżdżają na Syberię w celach naukowych, turystycznych, i w ogóle żeby ją poznać.

Muzeum i budynek Rady Miejskiej. Widok od strony Skweru Pamięci. Fot. własna.

- Kto przyjeżdża?

- Osobiście dołożyłem starań, aby Archiwum Państwowe obwodu tomskiego przyciągało polskich badaczy. W tym celu przygotowałem i wydałem przewodnik „Polacy na zesłaniu w gubernii tomskiej w XIX wieku”. Wskazane są tam nazwiska polskich zesłańców, dzięki czemu można znaleźć dane o swoich krewnych albo materiały dla pracy magisterskiej czy habilitacji.

Historycy przyjeżdżają i mam nadzieję, że nadal będą przyjeżdżać. Swoją drogą, Tomsk bardzo długo był miastem zamkniętym dla cudzoziemców, (ze względu na zakłady atomowe w sąsiednim Siewiersku – przyp. M.Sz.) i przestał nim być dopiero w 1990 r. A obecnie odbywa się u nas wymiana pracowników naukowych i studentów między Uniwersytetem Wrocławskim a Tomskim Państwowym Uniwersytetem Pedagogicznym, teraz taka umowa będzie jeszcze z Tomskim Uniwersytetem Państwowym, zainteresowanie współpracą wyraził też uniwersytet w Kielcach. To bardzo ważne i potrzebne dla tomskich uczelni, w końcu Tomsk jest miastem studenckim, takim „syberyjskim Oxfordem”, gdzie mieszka sporo cudzoziemców. Też zresztą to wykorzystaliśmy i zrobiliśmy kiedyś lekcję w muzeum po chińsku dla studentów z Chin. Pomogła nam w tym Liu Yanchun, doktorantka Uniwersytetu Państwowego. Lekcji po polsku na razie nie mieliśmy, ale wydaliśmy polskojęzyczny biuletyn.

- A będzie strona internetowa w języku polskim?

- Oczywiście bardzo byśmy tego chcieli i myślimy o tym. Nasza strona funkcjonuje dopiero 2 lata, ale przez ten czas zrobiliśmy niemało. Jasne, że strona powinna być przynajmniej w dwóch językach, a najlepiej w trzech czy czterech. Po pierwsze powinien być wariant po angielsku, a chcielibyśmy też zrobić jeszcze wersję polską. Ale bez organizacyjnego i finansowego wsparcia z polskiej strony jest to bardzo trudne. Wiemy, co jeszcze trzeba zrobić, i jesteśmy zainteresowani współpracą z innymi. Pomagają nam bardzo różni ludzie. Jest więc Agnieszka Kaniewska, która pomaga nam stworzyć „Archiwum syberyjsko-polskie”, o czym już mówiłem. Jest Liu Yanchun, Chinka, która przeprowadziła w muzeum lekcję po chińsku. Iwan Czeczniew, autor zimowej wyprawy rowerowej do Jakucji, to przedsięwzięcie unikatowe w skali światowej. Tak właśnie ludzie nam pomagają, robiąc jednocześnie własne rzeczy i serdecznie zapraszamy tych, którzy chcieliby się do nas przyłączyć. Wynagrodzenia finansowego nie obiecujemy, właściwie sami utrzymujemy się na entuzjazmie, ale nasze wsparcie i wdzięczność gwarantujemy.


- MUZEUM "WIĘZIENIE NKWD"

Instytucja, której W. Chaniewicz jest kierownikiem, działa w strukturach Muzeum Krajoaznawczego. "Więzienie NKWD" mieści się w centrum syberyjskiego Tomska, w budynku przy ul. Lenina 44, naprzeciwko Placu Nowosobornego i reprezentacyjnego gmachu Rady Miejskiej. Stalinowskie organy miały tu swoją siedzibę w latach 1923-1944, a więc właśnie podczas kolektywizacji, Wielkiego Terroru i masowych deportacji narodów podczas II wojny światowej. Szacuje się, że w Tomsku w latach stalinowskich zamordowano około 40 tysięcy osób. Miejsca straceń i masowych pochówków znajdowały się na stokach podmiejskiej góry Kasztak (ob. na terenie dużej dzielnicy sypialnianej o tej samej nazwie). W 2004 roku na górze ustawiono krzyż prawosławny upamiętaniający ofiary. Strona muzeum: www.nkvd.tomsk.ru.


- BIAŁYSTOK

Białystok (ros. Biełostok) to wioska oddalona od Tomska o ok. 200 kilometrów. Założona została na przełomie XIX i XX wieku przez polskich osadników (bieda w ówczesnym zaborze rosyjskim zmuszała chłopów do emigracji do USA lub na Syberię). Do czasów radzieckich w wiosce w większości zamieszkiwali polscy osadnicy, ale w czasie operacji polskiej NKWD w 1938 r. wszystkich mężczyzn aresztowano i stracono. O wydarzeniach tych opowiada książka W. Chaniewicza "Tragedia syberyjskiego Białegostoku". Obecnie wioska jest często odwiedzana przez delegacje, naukowców i podróżników z Polski. W 1908 r. zbudowano tu kościół katolicki. Został zniszczony przez bolszewików i odbudowany po dziewięćdziesięciu latach; jest to drugi kościół na terenie tomskiej parafii (pierwszy obiekt znajduje się w Tomsku).


- MEMORIAŁ

Utworzone w 1988 roku na fali pierestrojki Stowarzyszenie "Memoriał" stawia sobie za cel upamiętnienie ofiar komunistycznego terroru i pojednanie między narodami, broni też praw człowieka w Rosji. Nie sposób przecenić zasług tej organizacji pod względem odsłaniania prawdy historycznej. W roku 2015 "Memoriał" zebrał od zainteresowanych Rosjan środki na wydanie książki "Zabici w Katyniu". Od kilku lat trwa w kraju nagonka na organizację ze strony władz. Za krytykowanie najbardziej kontrowersyjnych ustaw, działań rosyjskich na Ukrainie oraz poruszanie kwestii zabójstwa Borysa Niemcowa w październiku 2016 r. Ministerstwo Sprawiedliwości wpisało "Memoriał" na listę "zagranicznych agentów", czyli organizacji zajmujących się polityką i dotowanych przez zagranicę. Decyzja ta wywołała protesty w Rosji i za granicą.





Powiązane posty

Zobacz wszystkie

ZOBACZ TAKŻE

Wybrane wpisy
Najnowsze
Archiwum
Kurs rubla
100 PLN = 1468 RUB
wg kursu NBP
Na Facebooku
Warto zajrzeć
Skorzystaj z tagów
Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page