top of page

Nobel dla Aleksijewicz

Twórczość Swiatłany Aleksijewicz to zapis losu Rosjan, Białorusinów i Ukraińców w XX wieku. Czytamy o tragedii wojen, latach życia w jednym państwie i problemach z tożsamością po 1991 roku.


8 października 2015 r. Komitet Noblowski ogłosił, że tym razem nagroda w dziedzinie literatury zostanie przyznana białoruskiej reportażystce Swiatłanie Aleksijewicz. Laureatka jest bardzo dobrze znana w Polsce, wszystkie jej książki zostały przetłumaczone na język polski, autorka również i u nas otrzymywała nagrody. W 2011 r. odbierała we Wrocławiu Nagrodę Europy Środkowej Angelus, w maju br. przyjechała do Warszawy po Nagrodę Ryszarda Kapuścińskiego. Na podstawie "Czarnobylskiej modlitwy" Joanna Szczepkowska zrealizowała spektakl w warszawskim Teatrze Studio. Z kolei Wydawnictwo Czarne wypuszcza w ciągu tego roku kolejne książki Aleksijewicz: "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", "Ołowiane żołnierzyki, "Czarnobylską modlitwę" w przekładzie Jerzego Czecha.


Informacje te obiegły już polskie media w ciągu tego tygodnia. Natomiast znacznie większe poruszenie Nobel dla Aleksijewicz wyzwał za wschodnią granicą. Zaraz po ogłoszeniu werdyktu Komitetu Noblowskiego odbyła się w siedzibie redakcji gazety "Nasza Niwa" w Mińsku konferencja prasowa z udziałem Aleksijewicz. Konferencja ta była relacjonowana przez media białoruskie a także ukraińskie (popularne portale Gordon i Censor) i rosyjskie (od oficjalnych RIA czy Russia Today do opozycyjnego TV Dożd). Twórczość autorki dotyczy bowiem jednocześnie Białorusi, Rosji i Ukrainy. Swiatłana Aliaksandrauna Aleksijewicz to dane personalne pisarki w języku białoruskim; po rosyjsku imię oraz imię odojcowskie zapisywane jest jako Swietłana Aleksandrowna. Na Białorusi obydwa języki mają status urzędowy i nie jest tajemnicą, że przeważająca większość mieszkańców tego kraju używa rosyjskiego. Sama Aleksijewicz jest autorką rosyjskojęzyczną, Białorusinką po ojcu i Ukrainką po matce: urodziła się w Stanisławowie (dziś Iwano-Frankiwśk) na zachodzie Ukrainy, gdzie mieszkali jej rodzice (ojciec był wojskowym). W 1972 r. ukończyła dziennikarstwo na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym w Mińsku i zaczęła pracę jako korespondentka. Jej debiut literacki z 1976 r. pod tytułem "Przyjechałem ze wsi" najpierw zatrzymała cenzura, a ostatecznie sama autorka uznała go za nieudany. Dlatego jej właściwym debiutem można nazwać "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" ("U wojny nie żenskoje lico" z 1983 roku). Zapis wspomnień czerwonoarmistek biorących udział w II wojnie światowej znacząco rozchodził się z wyidealizowanym przez propagandę obrazem, dlatego w pełnej wersji ukazał się dopiero po dwóch latach. Od tego czasu ukazały się jej przekłady na kolejne języki oraz liczne adaptacje teatralne. Zainspirowany reportażem Jegor Letow, lider zespołu Grażdanskaja Oborona stworzył piosenkę o tym samym tytule. Książka stanowi monolog kolejnych kobiet. Sama Aleksijewicz otwarcie przyznaje, że jej mentorami byli ważni białoruscy twórcy: Wasil Bykau oraz Aleś Adamowicz. Surowe, dokumentalizowane powieści, nowele i scenariusze obydwu autorów najczęściej poruszają temat wojny. Książka Adamowicza "Nowela chatyńska" stała się kanwą filmu "Idź i patrz" z 1985 r. w reż. Elima Klimowa o mordzie dokonanym przez hitlerowców na mieszkańcach białoruskiej wioski.


W ślad za swymi mistrzami Aleksijewicz analizuje kolejne tragiczne doświadczenia Białorusinów w XX wieku: II wojnę światową z perspektywy jej uczestniczek ("Wojna...") i dzieci ("Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy"), wojnę w Afganistanie ("Ołowiane żołnierzyki"), katastrofę w Czarnobylu ("Czarnobylska modlitwa") i rozpad ZSRR ("Czasy secondhandu. Koniec czerwonego człowieka"). Można zadać sobie pytanie, w jakim stopniu wiek XX ukształtował białoruską mentalność i czy jest słuszne postrzeganie Białorusinów jako narodu w większym bodaj stopniu niż Rosjanie zawieszonego między nostalgią po ZSRR i wyzwaniami współczesności. Symptomatyczne jest natomiast, że sama Aleksijewicz, będąc krytykiem prezydenta Łukaszenki, nieprzychylnie ocenia również demokratyczną opozycję, widząc w niej "kulturologów, marzycieli i romantyków" (taką opinię wyraziła w roku 2005 w związku z protestami opozycji, gdy radio Deutsche Welle transmitowało dla Białorusinów programy w języku rosyjskim). Zdaje się, że Aleksijewicz tak właśnie postrzega swoich rodaków.


Jej obserwacje dotyczą również Rosji i Ukrainy; autorka ustawicznie wyszukuje różnice i podobieństwa pomiędzy trzema krajami. Tragedia II wojny światowej, dekady życia w jednym państwie i problemy powstałe po rozpadzie imperium dotyczyły wszystkich tych narodów. Kultura białoruska, rosyjska i ukraińska w pewnym momencie tworzyły kulturę radziecką a następnie postradziecką, dopóki w ostatnich latach nie zaczęły stopniowo wypracowywać własnych elementów. Wg Aleksijewicz przykładem stopniowego odchodzenia od dziedzictwa ZSRR i budowania własnej tożsamości może być Ukraina. W udzielonym w maju br. wywiadzie dla rosyjskiego portalu internetowego New Times (i opublikowanym również na portalu stengazeta.net) podkreślała, że wśród Ukraińców znacznie silniejsze były "tradycje oporu i kozactwa, jeszcze od czasów Siczy Zaporoskiej"). W kontekście wywiadu można domniemywać, że mowa była przede wszystkim o zachodniej części Ukrainy. Natomiast w innych fragmentach rozmowy Aleksijewicz podkreslała swoją więź z Rosją, również wtedy, gdy wypowiadała bardzo ostre sformułowania ("nasza kultura jest kulturą wojenną", "żyjemy w szalonej rzeczywistości"). O swojej przynależności do kultury i języka rosyjskiego autorka mówiła również na konferencji prasowej, która miała miejsce W sieci bardzo szybko rozchwytano tę wypowiedź Aleksijewicz: Jestem osobą należącą do białoruskiego świata. A jednocześnie wychowałam się w kulturze rosyjskiej. I do tego jestem kosmopolitką. Szczególnie po Czarnobylu zaczęłam się czuć kosmopolitką. Zwracano również uwagę na to, że autorka porównała rosyjską interwencję w Syrii do wojny w Afganistanie. Bez problemu w rosyjskojęzycznym Internecie można znaleźć i ten cytat dotyczący tzw. idei "russkiego mira": ​Kocham "russkij mir", ale ten, któremu kłania się cała planeta: russkij mir literatury, baletu, muzyki. Ale nie ten russkij mir Berii, Stalina, Putina. To nie mój świat.

Literacka Nagroda Nobla dla Swiatłany Aleksijewicz jest bardzo ważnym wydarzeniem dla białoruskiej kultury i literatury. Dlatego mimo krytycznego nastawienia autorki do porządków w kraju Ministerstwo Spraw Zagranicznych i prezydent Łukaszenka złożyli oficjalne gratulacje. Ale sama Aleksijewicz pisze w języku rosyjskim i podkreśla swoją więź z tym krajem. Będąc w połowie Ukrainką, zaznacza, że uważa i ten kraj za swoją ziemię; nie ukrywa swojej sympatii do rewolucji na Majdanie (co powtórzyła podczas wspomnianej konferencji prasowej) i otwarcie potępia rosyjskie zaangażowanie w konflikt zbrojny. Wiosną zeszłego roku, gdy rosyjskie wojska bez znaków rozpoznawczych (tzw. "zielone ludziki") zajęły Krym, Aleksijewicz napisała dla gazety "Frankfurter Allgemeine" esej pod tytułem Zbiorowy Putin, w którym wskazała na tragedię wojny rosyjsko-ukraińskiej. Przez dziesięciolecia ludzie żyjący w jednym państwie tworzyli wspólne rodziny, które przeżywały to samo. Dlatego wojna między Rosją a Ukrainą może być tylko bratobójcza. To samo można napisać o Rosji i Białorusi czy Białorusi i Ukrainie.

Jeżeli puścić wodze fantazji i doszukiwać się szerszych, pozaliterackich aspektów decyzji Komitetu Noblowskiego, to przyznanie nagrody właśnie tej autorce jest ukłonem w stronę literatury rosyjskojęzycznej i tego ogromnego, postimperialnego obszaru ze wszystkimi jego pęknięciami, konfliktami, fobiami i nadziejami. W stronę człowieka postradzieckiego, który cały czas próbuje się określić.






Powiązane posty

Zobacz wszystkie

ZOBACZ TAKŻE

Wybrane wpisy
Najnowsze
Archiwum
Kurs rubla
100 PLN = 1468 RUB
wg kursu NBP
Na Facebooku
Warto zajrzeć
Skorzystaj z tagów
Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page